Do refleksji zmusza mnie nie tylko to, że nadeszły dni zadumy, ale moment kiedy ktoś bliski odchodzi z tego świata nie wtedy kiedy powinien, zwłaszcza że takich momentów nie było zbyt wiele. Co się dzieje potem? Co się dzieje z duszami 'potencjalnie potępionych'? Co jest dalej? Wydaje mi się, że tym co wierzą w Boga jest łatwiej, bo zawsze jest nadzieja, że czeka nas największe dobro. Ale coś w środku mnie trapi, nie daje mi spokoju, nie mogłam spać. Postanowiłam przeszukać internet w poszukiwaniu pomocy i jako wierząca w Boga przeraziłam się niektórymi rzeczami. Sami poczytajcie i powiedzcie co rodzi Wam się w głowach?
Trudno nam sobie wyobrazić jako ludziom zwykłym co jest po śmierci. Życie jest tak kruche... Wystarczy jeden nieumyślny, albo umyślny krok i już nas nie ma. A z powrotem nie można przywrócić się do życia w taki sam łatwy sposób jak przychodzi je sobie odebrać.
Co portale i książki zajmujące się tym tematem mówią?
cyt 1: "Zdarza się niestety, że niektórzy sami odbierają sobie życie. Niewiedzą oni, że samobójstwo jest największą zbrodnią jaką człowiek może popełnić. Duchy osób, które popełniły samobójstwo natychmiast poddawane są niesamowitym torturom odczuwanym zarówno jako cierpienia psychiczne jak i fizyczne. Duch samobójcy nie będąc już istotą materialną doświadcza iluzji, która powoduje, że jego ciało duchowe odczuwa ból fizyczny i wszelkie związane z nim sensacje. Jego cierpienia zawsze są adekwatne do rodzaju zadanej śmierci. Wisielcy cierpią na brak powietrza i zaciskający się na ich szyi powróz, truciciele - na ogień palący ich wnętrzności, osoby, które się postrzeliły - czują przerażający ból przeszywający ich ciało itd.
Duchy samobójców umieszczane są w miejscach, w których mogą stale widzieć, jak wiele nieszczęść i bólu przyniosła ich samobójcza śmierć - widzą płaczących krewnych, cierpiące dzieci, załamanych przyjaciół. Dodatkowym elementem cierpienia jest dla nich powód dla którego popełnili samobójstwo. Samotni stają się jeszcze bardziej samotni, tchórze odczuwają jeszcze większy strach, chorzy i cierpiący - cierpią jeszcze bardziej niż za życia.
Duchy samobójców umieszczane są w miejscach, w których mogą stale widzieć, jak wiele nieszczęść i bólu przyniosła ich samobójcza śmierć - widzą płaczących krewnych, cierpiące dzieci, załamanych przyjaciół. Dodatkowym elementem cierpienia jest dla nich powód dla którego popełnili samobójstwo. Samotni stają się jeszcze bardziej samotni, tchórze odczuwają jeszcze większy strach, chorzy i cierpiący - cierpią jeszcze bardziej niż za życia.
Duchy cierpiące z powodu popełnionego samobójstwa tracą właściwe poczucie czasu. Są przekonane o wiecznym trwaniu swych cierpień. Takie przekonanie towarzyszy im do chwili, gdy nie zaczną szczerze żałować swojego błędu i nie powezmą decyzji o poprawie i zadośćuczynieniu wszystkim, którzy przez nich cierpieli. Bardzo pomocna jest im nasza modlitwa - zmniejsza ona bowiem cierpienia tych Duchów i znacznie przybliża moment zrozumienia i wewnętrznej chęci poprawy. Pomóżmy więc tym nieszczęśnikom... !"
cyt 2 : "
O ile człowiek popełniając samobójstwo działał w zamroczeniu; a
zatem o ile nie jest w pełni za czyn swój odpowiedzialny; dusza jego,
dzięki doskonałej Sprawiedliwości Bożej, nie będzie potępiona na wieki.
Musi jednak w żałośnie bolesnym, a bezużytecznym dla swej przyszłej
szczęśliwości opuszczeniu, odczekać taką ilość lat, jaka jeszcze
człowiekowi do naturalnej śmierci brakowała. Potem dopiero przystąpi
do odrabiania należnej jej i właściwej kary.
Samobójca, zatem od żadnych cierpień nie ucieka i nic na czasie nie
zyskuje. Zamienia tylko mniejszy znajomy już ból na niepojęcie sroższy i
nowy, przekreśla niektóre zdobyte do tej pory zasługi, dodaje
dobrowolnie do przetrwanych już trosk doczesnych i do przyszłych mąk
czyśćcowych (lub wiecznych!); owe brakujące mu do śmierci lata, pełne
na pewno gorszych cierpień od tych, przed którymi chciał umknąć.
FULLA HORAK
zatem o ile nie jest w pełni za czyn swój odpowiedzialny; dusza jego,
dzięki doskonałej Sprawiedliwości Bożej, nie będzie potępiona na wieki.
Musi jednak w żałośnie bolesnym, a bezużytecznym dla swej przyszłej
szczęśliwości opuszczeniu, odczekać taką ilość lat, jaka jeszcze
człowiekowi do naturalnej śmierci brakowała. Potem dopiero przystąpi
do odrabiania należnej jej i właściwej kary.
Samobójca, zatem od żadnych cierpień nie ucieka i nic na czasie nie
zyskuje. Zamienia tylko mniejszy znajomy już ból na niepojęcie sroższy i
nowy, przekreśla niektóre zdobyte do tej pory zasługi, dodaje
dobrowolnie do przetrwanych już trosk doczesnych i do przyszłych mąk
czyśćcowych (lub wiecznych!); owe brakujące mu do śmierci lata, pełne
na pewno gorszych cierpień od tych, przed którymi chciał umknąć.
FULLA HORAK
cyt 3: "
ŚMIERĆ [ogólnie]
W chwili kiedy dusza rozstaje się z ciałem, człowiek — choćby był nieprzytomny, choćby śmierć nastąpiła momentalnie, czy we śnie — ma błysk chwili, na ułamek sekundy, ma świadomość własnej śmierci.
I choćby był na tę śmierć przygotowany, choćby jej pragnął i nie lękał się jej przedtem, w tym jednym, rozstrzygającym momencie, uczuje z niczym nieporównaną grozę. Bezpośrednio po śmierci staje dusza przed Sądem Najwyższej Sprawiedliwości. Skończyło się bowiem niewyczerpane dotąd Boże Miłosierdzie. Kto przekroczy granicę życia, staje wobec Jego Sprawiedliwości — samotny, nagi i czeka słusznego wyroku.
Do chwili pogrzebu dusza nie oddala się jeszcze od ziemi. Są to ostatnie chwile przed podjęciem kary, czy nagrody, kiedy jej wolno jeszcze niewidzialnie krążyć wśród ludzi.
Pod słowami “do chwili pogrzebu" rozumie się ten okres czasu, jaki wedle obrządku, rytuału czy zwyczaju ma dzielić śmierć od pogrzebania ciała. Gdyby katolik np. dzięki jakimś tragicznym okolicznościom, nie został pochowany trzeciego dnia po śmierci, dusza jego po upływie tego czasu i tak oddali się od ziemi.
Dla duszy skazanej na CZYŚCIEC, rodzina ani bliscy nie mają najmniejszego znaczenia, o ile nie można się od nich spodziewać pomocy. A jedyną formą tej pomocy i dowodem miłości czy przyjaźni, jakiego wtedy od ludzi pragnie i na jaki czeka — jest modlitwa,
Nieopisane cierpienia sprawia duszy niemożność powiedzenia ludziom, że ich Izy i smutek nie przynoszą jej żadnej ulgi ani korzyści, że utrudniają tylko to — i tak straszne w swej powadze — przejście i że ich ludzkie cierpienia są niczym wobec mąk, na jakie ją niejako wydają, odmawianiem jej jedynego wsparcia: modlitwy, lub dobrych uczynków. O! Gdyby ludzie tacy wiedzieli, gdyby pomyśleli, gdyby spróbowali się wczuć w bezradną rozpacz takiej duszy! Być tuż obok swoich najdroższych, błagać ich o pomoc, dobijać się do ich sumienia i serca, wiedzieć, że to ostatnie chwile łączności ze światem urwą się bezpowrotnie, chcieć krzyknąć na odchodnym, jakiego potrzebują ratunku - a widzieć często, jak się ci najbliżsi właśnie oddają - samolubnie własnej boleści, jak zasłuchani we własny ból, pochylają się nad pustym ciałem, z którego jedyny sens się wycofał!
Dlatego też, jeśli dusza straci nadzieję wzbudzenia w najbliższych myśli o modlitwie, szuka gorączkowo nawet wśród obcych, kogoś, kto by jej tego nie odmówił. I gdy znajdzie — jakże umie być wdzięczna za pomoc! Jakże stara się natchnieniami umocnić go w tej intencji! Trwa też przy nim do ostatniej chwili, nie wracając już wcale między swoich, którzy ją zawiedli, zasmucili i ukazali w całej pełni egoizm ziemskich uczuć.
Zazwyczaj na straszną żałość i cierpienie narażona jest jeszcze dusza w czasie pogrzebu. Są to najistotniejsze chwile jej łączności ze światem. I cóż przeważnie widzi? Rodzina rozpacza nad własną rozpaczą a krewni i znajomi, mniej lub bardziej obojętnie kroczą za karawanem, o tym tylko myśląc, jakby się nieznacznie odłączyć od orszaku i zemknąć w najbliższą przecznicę... pozostali, omówiwszy wszystkie towarzyszące danej śmierci wypadki, przechodzą do tematów ogólnych i dobrze, jeśli nie obmawiają złośliwie nieboszczyka i jego rodziny! Nikt tu nie myśli o modlitwie. Nikt nie chce milczenia, czy choćby samego pójścia na cmentarz, by ofiarować świadomie za tę krążącą wśród nich, często zrozpaczoną, przerażoną duszę! Nikt sobie nie uświadamia, że ona wie, słyszy i czuje wszystko, i że cierpi, jak tylko dusza cierpieć może!
Z chwilą pochowania ciała wszelki kontakt duszy z ziemią na razie się urywa i dusza idzie na wyrokiem wyznaczone jej miejsce, od którego zacznie się jej nagroda czy pokuta.
Od pierwszej chwili rozstania się z ciałem, ma dusza druzgocące lub radosne zrozumienie ogromu i potęgi świata do którego weszła, w przeciwstawieniu do nędzy i małości wszystkiego co zostawiła za sobą.
Doznaje też nagłego olśnienia. Oto, to, co dotąd ludzkim umysłem uważała za realne, za istniejące — nie istnieje właśnie wcale. Zaś to wszystko co przeważnie nazywała nierzeczywistym, nierealnym i wymyślonym jest jedyną, nieodmienną, wiekuistą prawdą!
Ponieważ teraz nic już sądu jej nie mąci, z przeraźliwą dokładnością zdaje sobie sprawę z tego — na co zasłużyła. Panująca tu nieodmiennie najdoskonalsza Prawda, ta która na ziemi wydawała się nieraz człowiekowi tak niewygodna, tak daleka, tak trudna — jakże prostą jest obecnie, kiedy już nie ma wyjścia, kiedy nie można od niej celowo — jak to bywało za życia — odwrócić wzroku! Skazana na Czyściec dusza, zanim straci w pierwszym Kręgu Czyśćca świadomość całokształtu swego życia, długości czekającej ją kary i jakości wiecznej nagrody, przez cały czas od śmierci do pogrzebu wie, że będzie musiała odpokutować wszystkie winy i odrobić wszystkie zaniedbania.
W chwili kiedy dusza rozstaje się z ciałem, człowiek — choćby był nieprzytomny, choćby śmierć nastąpiła momentalnie, czy we śnie — ma błysk chwili, na ułamek sekundy, ma świadomość własnej śmierci.
I choćby był na tę śmierć przygotowany, choćby jej pragnął i nie lękał się jej przedtem, w tym jednym, rozstrzygającym momencie, uczuje z niczym nieporównaną grozę. Bezpośrednio po śmierci staje dusza przed Sądem Najwyższej Sprawiedliwości. Skończyło się bowiem niewyczerpane dotąd Boże Miłosierdzie. Kto przekroczy granicę życia, staje wobec Jego Sprawiedliwości — samotny, nagi i czeka słusznego wyroku.
Do chwili pogrzebu dusza nie oddala się jeszcze od ziemi. Są to ostatnie chwile przed podjęciem kary, czy nagrody, kiedy jej wolno jeszcze niewidzialnie krążyć wśród ludzi.
Pod słowami “do chwili pogrzebu" rozumie się ten okres czasu, jaki wedle obrządku, rytuału czy zwyczaju ma dzielić śmierć od pogrzebania ciała. Gdyby katolik np. dzięki jakimś tragicznym okolicznościom, nie został pochowany trzeciego dnia po śmierci, dusza jego po upływie tego czasu i tak oddali się od ziemi.
Dla duszy skazanej na CZYŚCIEC, rodzina ani bliscy nie mają najmniejszego znaczenia, o ile nie można się od nich spodziewać pomocy. A jedyną formą tej pomocy i dowodem miłości czy przyjaźni, jakiego wtedy od ludzi pragnie i na jaki czeka — jest modlitwa,
Nieopisane cierpienia sprawia duszy niemożność powiedzenia ludziom, że ich Izy i smutek nie przynoszą jej żadnej ulgi ani korzyści, że utrudniają tylko to — i tak straszne w swej powadze — przejście i że ich ludzkie cierpienia są niczym wobec mąk, na jakie ją niejako wydają, odmawianiem jej jedynego wsparcia: modlitwy, lub dobrych uczynków. O! Gdyby ludzie tacy wiedzieli, gdyby pomyśleli, gdyby spróbowali się wczuć w bezradną rozpacz takiej duszy! Być tuż obok swoich najdroższych, błagać ich o pomoc, dobijać się do ich sumienia i serca, wiedzieć, że to ostatnie chwile łączności ze światem urwą się bezpowrotnie, chcieć krzyknąć na odchodnym, jakiego potrzebują ratunku - a widzieć często, jak się ci najbliżsi właśnie oddają - samolubnie własnej boleści, jak zasłuchani we własny ból, pochylają się nad pustym ciałem, z którego jedyny sens się wycofał!
Dlatego też, jeśli dusza straci nadzieję wzbudzenia w najbliższych myśli o modlitwie, szuka gorączkowo nawet wśród obcych, kogoś, kto by jej tego nie odmówił. I gdy znajdzie — jakże umie być wdzięczna za pomoc! Jakże stara się natchnieniami umocnić go w tej intencji! Trwa też przy nim do ostatniej chwili, nie wracając już wcale między swoich, którzy ją zawiedli, zasmucili i ukazali w całej pełni egoizm ziemskich uczuć.
Zazwyczaj na straszną żałość i cierpienie narażona jest jeszcze dusza w czasie pogrzebu. Są to najistotniejsze chwile jej łączności ze światem. I cóż przeważnie widzi? Rodzina rozpacza nad własną rozpaczą a krewni i znajomi, mniej lub bardziej obojętnie kroczą za karawanem, o tym tylko myśląc, jakby się nieznacznie odłączyć od orszaku i zemknąć w najbliższą przecznicę... pozostali, omówiwszy wszystkie towarzyszące danej śmierci wypadki, przechodzą do tematów ogólnych i dobrze, jeśli nie obmawiają złośliwie nieboszczyka i jego rodziny! Nikt tu nie myśli o modlitwie. Nikt nie chce milczenia, czy choćby samego pójścia na cmentarz, by ofiarować świadomie za tę krążącą wśród nich, często zrozpaczoną, przerażoną duszę! Nikt sobie nie uświadamia, że ona wie, słyszy i czuje wszystko, i że cierpi, jak tylko dusza cierpieć może!
Z chwilą pochowania ciała wszelki kontakt duszy z ziemią na razie się urywa i dusza idzie na wyrokiem wyznaczone jej miejsce, od którego zacznie się jej nagroda czy pokuta.
Od pierwszej chwili rozstania się z ciałem, ma dusza druzgocące lub radosne zrozumienie ogromu i potęgi świata do którego weszła, w przeciwstawieniu do nędzy i małości wszystkiego co zostawiła za sobą.
Doznaje też nagłego olśnienia. Oto, to, co dotąd ludzkim umysłem uważała za realne, za istniejące — nie istnieje właśnie wcale. Zaś to wszystko co przeważnie nazywała nierzeczywistym, nierealnym i wymyślonym jest jedyną, nieodmienną, wiekuistą prawdą!
Ponieważ teraz nic już sądu jej nie mąci, z przeraźliwą dokładnością zdaje sobie sprawę z tego — na co zasłużyła. Panująca tu nieodmiennie najdoskonalsza Prawda, ta która na ziemi wydawała się nieraz człowiekowi tak niewygodna, tak daleka, tak trudna — jakże prostą jest obecnie, kiedy już nie ma wyjścia, kiedy nie można od niej celowo — jak to bywało za życia — odwrócić wzroku! Skazana na Czyściec dusza, zanim straci w pierwszym Kręgu Czyśćca świadomość całokształtu swego życia, długości czekającej ją kary i jakości wiecznej nagrody, przez cały czas od śmierci do pogrzebu wie, że będzie musiała odpokutować wszystkie winy i odrobić wszystkie zaniedbania.
W dniu zadusznym [jutro!!] wzmaga się na świecie obecność i działanie Duchów. Gdyby ludzie umieli wsłuchać się w ten drugi, nadprzyrodzony świat, niejedno by wtedy wyczuli.
Każda ofiara, moralna, fizyczna, czy materialna ma zawsze, ale w szczególności w Dzień Zaduszny, ogromną, realną wartość dla dusz czyśćcowych. Można za nie ofiarowywać każdy drobiazg. Już choćby sam trud pójścia na cmentarz, niesienie wianka, ścisk w tramwaju, zziębnięcie, przemoknięcie — wszystko! Trzeba tylko świadomie to ofiarowywać. Intencja nadaje ważność i znaczenie każdemu wysiłkowi. Tak samo, jak miłosierna intencja uświęca, bezmyślne nieraz, mechaniczne odklepanie pacierza przez dziada, któremu się daje jałmużnę z prośbą o modlitwę za zmarłego. Człowiek w intencji ulżenia duszom, daje Bogu to fizyczne światełko — bo tylko takie dać może — i prosi Go w zamian o światłość wiekuistą dla zmarłych. Bóg tę ofiarę przyjmuje i wymienia fizyczne światło na światło duchowe, którym rozjaśnia duszom dręczącą ciemność. Jest bowiem jakiś tajemniczy związek między takim żywym, intencją uświęconym płomyczkiem, a ciemnością świata pozagrobowego.
Można za dusze w Czyśćcu brać na siebie ból fizyczny. Znam wypadek, gdzie kilka osób ofiarowało się cierpieć w Dzień Zaduszny w intencji ulżenia duszom zmarłych. Choć wszystkie były poprzednio zupełnie zdrowe, w chwili, kiedy to postanowiły, zasłabły równocześnie. Ból głowy, zębów, krzyża, łamanie w stawach, kurcze... Punktualnie o godz. 12-tej w nocy, wszystkie te dolegliwości znowu równocześnie — ustąpiły.
Wiem od moich świętych opiekunów, że za takie choćby lekkie i krótkie cierpienia, wzięte na siebie przez żywych w intencji niesienia pomocy duszom cierpiącym. Bóg zmniejsza nieraz zmarłym długotrwałe i srogie męki.
Wiem też od Nich, że gdy się pragnie za jakąś specjalną winę zmarłego przebłagać Boga, należy ofiarowywać przezwyciężenia, przeciwne tej jego winie. Więc np. za skąpca — jałmużnę, za bezbożnika — modlitwę szczerą i gorącą, za oszczercę — milczenie itd.
Najwięcej łask uprosić mogą duszom w Czyśćcu cierpiącym — dzieci. Męczeństwo z miłości Boga świadomie poniesione, przekreśla od razu wszystkie kary czyśćcowe. "
Każda ofiara, moralna, fizyczna, czy materialna ma zawsze, ale w szczególności w Dzień Zaduszny, ogromną, realną wartość dla dusz czyśćcowych. Można za nie ofiarowywać każdy drobiazg. Już choćby sam trud pójścia na cmentarz, niesienie wianka, ścisk w tramwaju, zziębnięcie, przemoknięcie — wszystko! Trzeba tylko świadomie to ofiarowywać. Intencja nadaje ważność i znaczenie każdemu wysiłkowi. Tak samo, jak miłosierna intencja uświęca, bezmyślne nieraz, mechaniczne odklepanie pacierza przez dziada, któremu się daje jałmużnę z prośbą o modlitwę za zmarłego. Człowiek w intencji ulżenia duszom, daje Bogu to fizyczne światełko — bo tylko takie dać może — i prosi Go w zamian o światłość wiekuistą dla zmarłych. Bóg tę ofiarę przyjmuje i wymienia fizyczne światło na światło duchowe, którym rozjaśnia duszom dręczącą ciemność. Jest bowiem jakiś tajemniczy związek między takim żywym, intencją uświęconym płomyczkiem, a ciemnością świata pozagrobowego.
Można za dusze w Czyśćcu brać na siebie ból fizyczny. Znam wypadek, gdzie kilka osób ofiarowało się cierpieć w Dzień Zaduszny w intencji ulżenia duszom zmarłych. Choć wszystkie były poprzednio zupełnie zdrowe, w chwili, kiedy to postanowiły, zasłabły równocześnie. Ból głowy, zębów, krzyża, łamanie w stawach, kurcze... Punktualnie o godz. 12-tej w nocy, wszystkie te dolegliwości znowu równocześnie — ustąpiły.
Wiem od moich świętych opiekunów, że za takie choćby lekkie i krótkie cierpienia, wzięte na siebie przez żywych w intencji niesienia pomocy duszom cierpiącym. Bóg zmniejsza nieraz zmarłym długotrwałe i srogie męki.
Wiem też od Nich, że gdy się pragnie za jakąś specjalną winę zmarłego przebłagać Boga, należy ofiarowywać przezwyciężenia, przeciwne tej jego winie. Więc np. za skąpca — jałmużnę, za bezbożnika — modlitwę szczerą i gorącą, za oszczercę — milczenie itd.
Najwięcej łask uprosić mogą duszom w Czyśćcu cierpiącym — dzieci. Męczeństwo z miłości Boga świadomie poniesione, przekreśla od razu wszystkie kary czyśćcowe. "
Z książki "Święta Pani" Fulli Horak
O RZECZACH OSTATECZNYCH
O RZECZACH OSTATECZNYCH
Jeżeli tak naprawdę jest? Jeżeli dusze umarłych lądują w czyśćcu, a tylko nieliczne z nich dostępują Nieba od razu to wyobrażacie sobie jaki to ból cierpieć i nie móc prosić o pomoc swoich bliskich czy kogokolwiek kto może pomóc wyzwolić się z tych cierpień? Nawet gdy myślę o bólu fizycznym to jest okropne, a co o bólu, który jest dla nas niepojęty? Co jeżeli to prawda? A my myślimy o wszystkich bliskich zmarłych raz, albo kilka razy do roku?
Chyba nawet, gdybym była ateistką po tym co przeczytałam wypraszałabym o łaskę wiecznej szczęśliwości dla tych, którzy cierpią. Nikomu to nie zaszkodzi, a może pomoże potrzebującym, a w przyszłości może i nam, bo wybawione dusze wstawią się za nami. Z tym zostawiam Was tutaj dzisiaj inaczej niż zwykle. Może dla niektórych to śmieszne, może są rozczarowani wpisem, może nie wierzą, ale ja wiem jedno czuję w środku, że muszę pomóc, bo coś nie daje mi spokoju a może dzięki temu i Wy pomożecie Waszym bliskim i kiedyś będą Wam za to wdzięczni przy wspólnym spotkaniu tam na górze!
Spokojnych przemyśleń Wam życzę...
Kiedyś ktoś powiedział, że po śmierci jest dokładnie tak samo jak przed narodzinami, czyli totalna pustka i niepamięć. Nie należy zadręczać się tym - jak to będzie jak umrę? Nie wiem czy kiedykolwiek byłaś poddana narkozie? A jeśli byłaś to możesz się domyślić jak wygląda śmierć... Oczywiście z autopsji obie będziemy wiedzieć dopiero, gdy nadejdzie nasz czas.
OdpowiedzUsuńJedno wiem - należy żyć pełnią życia, być dobrym człowiekiem, cieszyć się z każdego kolejnego dnia i robić rzeczy wielkie - dokładnie tego Ci życzę! :)
jasne, że może tak być. Może być każda z wersji jaka jest możliwa. My tego nie wiemy, a jednak sa opisy przypadki i inne zdarzenia, które mówią o tym, że po tym świecie krążą dusze, dobre złe. Są przypadki ukazań się, próśb we śnie o pomoc, etc, etc. nigdy nie wiemy co jest tam, gdzie zmierzamy
UsuńStaram się żyć najlepiej jak potrafię i nie zamartwiać się tylko robić co wg mnie do mnie należy, a jednak gdzieś tam w oddali majaczy koniec każdego ziemskiego zycia i pewnie obawa jak u każdego z nas, co będzie z nami potem.
Wow, no to mnie tym zatkałaś.. Zawsze miałam nieco inne wyobrażenie. Ot, śmierc jako ucieczka do Pana miłosiernego, który przyjmie nas z otwartymi rękoma, całe nasze życie na nas czekając.. Ach, jakże inaczej jest.. Fascynujące.
OdpowiedzUsuńno refleksja na maksa i zaduma....
OdpowiedzUsuń